Popularne posty
-
Pod adresem niektórych zawodników FC Barcelony, np. Sergio Busquetsa, często pojawiają się zarzuty o teatralne padanie na murawę, zwane inac...
-
My, Polacy żyjemy obecnie mistrzostwami Europy w piłce ręcznej mężczyzn. Niestety, jak dotąd nasi reprezentanci przegrali dwa spotkania różn...
-
Wsiadamy do samolotu, przemierzamy Ocean Atlantycki i lądujemy dopiero w Houston (Teksas). Jest 9 grudnia 2004 roku. Miejscowi Rockets pode...
-
Każdy pasjonat futbolu z pewnością widział kilka spektakularnych bramek zdobytych z okolic połowy boiska albo nawet nieco dalszego dystansu....
-
Wielu sportowców koncentruje się przed ważnymi zawodami przy pomocy głośnej muzyki. Tym razem przeniesiemy się na piłkarskie stadiony, by po...
czwartek, 28 listopada 2013
Lot nad bandą i wielki powrót
Naszym kolejnym celem jest Sydney. Cofamy się w czasie aż o 13 lat, a dokładnie przenosimy się na siatkarski finał Igrzysk Olimpijskich 2000 pomiędzy Rosją a ówczesną Jugosławią. W momencie wykonania poniższej akcji na parkiecie dominowali "Plavich", którzy prowadzili 2:0 w setach i posiadali również inicjatywę w trzecim. W roli głównej przyjmujący Vladimir Grbić.
Wyczyn ten pozytywnie nakręcił pozostałych jego kolegów. Jugosławianie już po kilku minutach cieszyli się bowiem ze złotego krążka, wygrywając ostatecznie całe spotkanie 3:0 (25:22, 25:22, 25:20).
środa, 20 listopada 2013
Niebo od piekła dzielą 23 sekundy
Po ostatnich, raczej niezdrowych emocjach związanych z grą reprezentacji Polski, cofamy się do maja 2013 roku. Tym razem wyruszamy w podróż do Watfordu, by zobaczyć ostatnie minuty starcia pomiędzy gospodarzami a Leicester City.
Obie drużyny ukończyły poprzedni sezon w NPower Championship na miejscach 3-6 (Watford 3., Leicester 6.). W związku z takim obrotem sprawy, zmierzyły się ze sobą w półfinałowym dwumeczu barażowym o awans do Premier League.
Pierwszy pojedynek został rozegrany w Leicester i zakończył się wygraną miejscowych 1:0.
Wszystko, co najciekawsze, rozegrało się jednak w rewanżu na Vicarage Road. Gospodarze wygrywali 2:1 i nieuchronnie zanosiło się na dogrywkę (nie obowiązuje zasada bramek na wyjeździe). Jednakże w 96. minucie sfaulowany w polu karnym rywala został pomocnik gości Anthony Knockaert i sędzia wskazał na "11" metr. Do piłki podszedł sam poszkodowany.
Trafiając do siatki, zapewniłby swojej drużynie wyjazd na Wembley w celu rozegrania bezpośredniego starcia o awans do angielskiej elity. Chcieć nie zawsze znaczy jednak móc. Sami zobaczcie, co się wydarzyło dalej.
Gol Troya Deeney'ego sprawił, że w "świątyni futbolu" ostatecznie zagrał Watford. W najważniejszym starciu sezonu, "Szerszenie" po dogrywce przegrały jednak 0:1 z Crystal Palace Londyn i na powrót do Premiership przyjdzie im poczekać przynajmniej do maja 2014 roku.
Obie drużyny ukończyły poprzedni sezon w NPower Championship na miejscach 3-6 (Watford 3., Leicester 6.). W związku z takim obrotem sprawy, zmierzyły się ze sobą w półfinałowym dwumeczu barażowym o awans do Premier League.
Pierwszy pojedynek został rozegrany w Leicester i zakończył się wygraną miejscowych 1:0.
Wszystko, co najciekawsze, rozegrało się jednak w rewanżu na Vicarage Road. Gospodarze wygrywali 2:1 i nieuchronnie zanosiło się na dogrywkę (nie obowiązuje zasada bramek na wyjeździe). Jednakże w 96. minucie sfaulowany w polu karnym rywala został pomocnik gości Anthony Knockaert i sędzia wskazał na "11" metr. Do piłki podszedł sam poszkodowany.
Trafiając do siatki, zapewniłby swojej drużynie wyjazd na Wembley w celu rozegrania bezpośredniego starcia o awans do angielskiej elity. Chcieć nie zawsze znaczy jednak móc. Sami zobaczcie, co się wydarzyło dalej.
Gol Troya Deeney'ego sprawił, że w "świątyni futbolu" ostatecznie zagrał Watford. W najważniejszym starciu sezonu, "Szerszenie" po dogrywce przegrały jednak 0:1 z Crystal Palace Londyn i na powrót do Premiership przyjdzie im poczekać przynajmniej do maja 2014 roku.
Etykiety:
anthony knockaert,
championship,
crystal palace,
leicester city,
premier league,
premiership,
troy deeney,
vicarage road,
watford,
wembley
czwartek, 14 listopada 2013
Alternatywny sposób rzucania za 3 punkty
Po odśpiewaniu hymnów na piłkarskich stadionach, rzucamy się w wir rywalizacji. Przenosimy się na nieco mniejszą arenę, a dokładnie do hali w Madrycie.
Fanom koszykówki z pewnością znana jest postać Felipe Reyesa. Ten silny skrzydłowy od wielu lat jest pewnym punktem Realu Madryt, jak i reprezentacji Hiszpanii. W kadrze nigdy nie odgrywał pierwszoplanowej roli, ciągle znajdując się w cieniu znakomitego gracza Los Angeles Lakers Pau Gasola. Zawsze był jednak bardzo solidnym zmiennikiem, dzięki czemu na swoim koncie ma m.in. 2 srebrne medale olimpijskie (2008, 2012), złoto mistrzostw świata (2006) oraz 2 złote "krążki" mistrzostw Europy (2009, 2011).
Jeśli Wam zdarzyło się kiedyś trafić "trójkę" w równie niekonwencjonalny sposób i uwiecznić taki wyczyn w postaci wideo, czekam z niecierpliwością na podesłanie filmiku ;).
Fanom koszykówki z pewnością znana jest postać Felipe Reyesa. Ten silny skrzydłowy od wielu lat jest pewnym punktem Realu Madryt, jak i reprezentacji Hiszpanii. W kadrze nigdy nie odgrywał pierwszoplanowej roli, ciągle znajdując się w cieniu znakomitego gracza Los Angeles Lakers Pau Gasola. Zawsze był jednak bardzo solidnym zmiennikiem, dzięki czemu na swoim koncie ma m.in. 2 srebrne medale olimpijskie (2008, 2012), złoto mistrzostw świata (2006) oraz 2 złote "krążki" mistrzostw Europy (2009, 2011).
Dorobek ten prezentuje się imponująco, ale ... to już było. Czas na teraźniejszość. W niedawno rozegranym spotkaniu ligowym z La Bruixa d'Or (111:63), Reyes popisał się trafieniem, jakiego nie powstydziliby się najlepsi specjaliści od rzutów "za trzy" w historii koszykówki. Towarzyszyło mu oczywiście bardzo dużo szczęścia, ale żeby mogło ono dojść do głosu, trzeba mu najpierw dopomóc. Zobaczcie sami:
Jeśli Wam zdarzyło się kiedyś trafić "trójkę" w równie niekonwencjonalny sposób i uwiecznić taki wyczyn w postaci wideo, czekam z niecierpliwością na podesłanie filmiku ;).
Etykiety:
Felipe Reyes,
hala,
Hiszpania,
koszykówka,
La Bruixa d'Or,
LA Lakers,
Madryt,
Pau Gasol,
Real Madryt,
reprezentacja,
rzut
Lokalizacja:
Opole, Polska
środa, 13 listopada 2013
Top 5 hymnów klubowych
Wielu sportowców koncentruje się przed ważnymi zawodami przy pomocy głośnej muzyki. Tym razem przeniesiemy się na piłkarskie stadiony, by posłuchać kilku pieśni rozgrzewających do czerwoności zarówno kibiców, jak i samych zawodników.
Poniżej przedstawiam mój subiektywny ranking najbardziej bojowych hymnów klubowych.
Poniżej przedstawiam mój subiektywny ranking najbardziej bojowych hymnów klubowych.
Miejsce 5. "C'è solo l'Inter" - Inter Mediolan
Kibice Interu Mediolan przed derbami Mediolanu
Miejsce 4. "Roma, Roma, Roma" - AS Roma
Fani AS Roma przed meczem z Interem
Miejsce 3. "Die Elf Vom Niederrhein" - Borussia Moenchengladbach
Kibice Gladbach przed starciem z Dynamem Kijów
Miejsce 2. "Juve, Storia di un grande amore" - Juventus Turyn
Fani Juventusu przed potyczką z Bayernem Monachium (hymn od 3:48)
Miejsce 1. "You'll never walk alone" - Liverpool FC
Kibice Liverpoolu przed spotkaniem z Southampton (hymn od 1:44)
YNWA w wykonaniu 95 tysięcy fanów Liverpoolu w Melbourne
Etykiety:
as roma,
borussia moenchengladbach,
hymn,
inter mediolan,
juventus turyn,
klub,
liverpool fc,
muzyka,
piłka nożna,
stadion,
zawodnik
O wyższości sportu nad teatrem - wstęp
Gdy ktoś zapyta mnie: "idziesz do teatru czy na mecz?", bez wahania odpowiem: "na mecz". Dlaczego?
Na początku zaznaczę, że jestem zwolennikiem wszelkiego rodzaju wyjść mających na celu poszerzenie horyzontów kulturalnych. W miarę możliwości czasowych i finansowych staram się odwiedzać różne muzea, chodzić do kina bądź teatru. Moim zdaniem widowisko sportowe ma jedną ogromną przewagę nad spektaklem teatralnym.
Jest nią dużo większa nieprzewidywalność. Idąc na jakąkolwiek sztukę, znam jej tytuł i przynajmniej częściowo fabułę. Wiem, czego mogę się spodziewać. Jedyną niewiadomą pozostaje wówczas jej realizacja. Gra aktorska, muzyka, scenografia, oświetlenie - wszystkie te elementy po części wpływają na odbiór przedstawienia, ale według mnie najbardziej przyciągającym elementem jest sama akcja.
Wyruszając na mecz, nigdy nie mam pewności, jakie rozstrzygnięcie w nim zapadnie. Gra niezmiennie rozpoczyna się od zera, a scenariusz rywalizacji zawsze jest tworzony dopiero w czasie jej trwania. Nie mam pojęcia, co wydarzy się w pierwszej połowie czy trzeciej tercji danych zawodów. Owszem, zdarzają się spotkania przewidywalne, tzw. "do jednej bramki", lecz wiele gwarantuje fanom obu drużyn prawdziwe huśtawki nastrojów. Sportowcy potrafią doprowadzić kibiców do szalonej euforii, ale także do lawiny łez. Aktorzy swoją postawą mogą wywołać co najwyżej większy bądź mniejszy aplauz publiczności. Osobiście lepiej się czuję, jeśli po zakończeniu widowiska nadal czuję pewną dawkę adrenaliny.
Na moim blogu będę prezentował Wam głównie zdjęcia i filmy, które na każdym z fanów sportu powinny wywołać jakieś wrażenie. Najczęściej będą to chwile, jakich żaden z uczestników widowiska nie spodziewałby się doświadczyć przez jego rozpoczęciem. Tak więc, czas zatrzymać ten potok słów i rozkręcić sportowy show! Startujemy!
Na początku zaznaczę, że jestem zwolennikiem wszelkiego rodzaju wyjść mających na celu poszerzenie horyzontów kulturalnych. W miarę możliwości czasowych i finansowych staram się odwiedzać różne muzea, chodzić do kina bądź teatru. Moim zdaniem widowisko sportowe ma jedną ogromną przewagę nad spektaklem teatralnym.
Jest nią dużo większa nieprzewidywalność. Idąc na jakąkolwiek sztukę, znam jej tytuł i przynajmniej częściowo fabułę. Wiem, czego mogę się spodziewać. Jedyną niewiadomą pozostaje wówczas jej realizacja. Gra aktorska, muzyka, scenografia, oświetlenie - wszystkie te elementy po części wpływają na odbiór przedstawienia, ale według mnie najbardziej przyciągającym elementem jest sama akcja.
Wyruszając na mecz, nigdy nie mam pewności, jakie rozstrzygnięcie w nim zapadnie. Gra niezmiennie rozpoczyna się od zera, a scenariusz rywalizacji zawsze jest tworzony dopiero w czasie jej trwania. Nie mam pojęcia, co wydarzy się w pierwszej połowie czy trzeciej tercji danych zawodów. Owszem, zdarzają się spotkania przewidywalne, tzw. "do jednej bramki", lecz wiele gwarantuje fanom obu drużyn prawdziwe huśtawki nastrojów. Sportowcy potrafią doprowadzić kibiców do szalonej euforii, ale także do lawiny łez. Aktorzy swoją postawą mogą wywołać co najwyżej większy bądź mniejszy aplauz publiczności. Osobiście lepiej się czuję, jeśli po zakończeniu widowiska nadal czuję pewną dawkę adrenaliny.
Na moim blogu będę prezentował Wam głównie zdjęcia i filmy, które na każdym z fanów sportu powinny wywołać jakieś wrażenie. Najczęściej będą to chwile, jakich żaden z uczestników widowiska nie spodziewałby się doświadczyć przez jego rozpoczęciem. Tak więc, czas zatrzymać ten potok słów i rozkręcić sportowy show! Startujemy!
Etykiety:
adrenalina,
akcja,
brawa,
euforia,
film,
gra,
kibic,
kultura,
łzy,
mecz,
nieprzewidywalność,
scenariusz,
spektakl,
sport,
sportowiec,
spotkanie,
teatr,
widowisko,
zdjęcie
Subskrybuj:
Posty (Atom)