Popularne posty

środa, 15 stycznia 2014

Norweski sposób wykonywania rzutów karnych

My, Polacy żyjemy obecnie mistrzostwami Europy w piłce ręcznej mężczyzn. Niestety, jak dotąd nasi reprezentanci przegrali dwa spotkania różnicą jednej bramki, ale mimo wszystko nie stracili jeszcze szans na pozostanie w turnieju. Wszystko rozstrzygnie się w piątkowym starciu z Rosją.

Jednym z największym mankamentów biało-czerwonych na duńskiej imprezie jest egzekwowanie rzutów karnych. Problem ten nie obowiązuje zresztą od teraz, a już od paru ładnych lat.

Skoro mowa o karnych, to poniżej zamieszczam wideo z bardzo nietuzinkowym wykonaniem rzutu z siódmego metra. Autorem trafienia jest lewoskrzydłowy reprezentacji Norwegii Havard Tvedten, aktualnie występujący na co dzień w zespole Aalborga Handbold. Tego gola zdobył on 4 stycznia 2012 roku w towarzyskim spotkaniu z Egiptem.


Od reprezentantów Polski nikt nie wymaga, by zaskakiwali bramkarzy w tak efektowny sposób. W turniejach mistrzowskich raczej na to nie pora. Niemniej jednak 3 wykorzystane karne na 7 prób to stanowczo za mało, by marzyć o końcowym sukcesie nie tyle w całej imprezie, co nawet w pojedynczym meczu.

wtorek, 7 stycznia 2014

50 metrów to dla niego żadna przeszkoda

Każdy pasjonat futbolu z pewnością widział kilka spektakularnych bramek zdobytych z okolic połowy boiska albo nawet nieco dalszego dystansu. Wszyscy kojarzą spektakularne wpadki Tomasza Kuszczaka oraz Artura Boruca. Jest jednak takie przysłowie, że "nic dwa razy się nie zdarza". Ilu piłkarzom udało się zdobyć 2 lub więcej goli po uderzeniach co najmniej z 50 metrów? A ilu uczyniło to dodatkowo po strzałach z woleja? Tego dokładnie nie wiem, ale znam jednego i dzisiaj o nim opowiem. Pochodzi z Serbii, a większą część swojej kariery spędził we Włoszech.

Na Półwysep Apeniński trafił w roku 1998. Zasilił wówczas szeregi Lazio Rzym, do którego przyszedł z Crvenej Zvezdy Belgrad. W barwach biancocelesti grał przez 6 lat, by w 2004 roku odejść do Interu Mediolan. I właśnie z zespołem będącym przez wiele lat "dzieckiem" Massimo Morattiego kojarzony jest najmocniej.

Bohater dzisiejszego odcinka to Dejan Stanković. A poniżej jego 2 spektakularne trafienia:

1. Inter Mediolan - Schalke 04 Gelsenkirchen, pierwszy mecz 1/4 finału Ligi Mistrzów, 5 kwietnia 2011 


Ponad 72 tysiące kibiców zgromadzonych na San Siro nie zdołało jeszcze na dobre zająć swoich miejsc, a już otrzymali wykwintny prezent. Stanković wyprowadził swój zespół na prowadzenie już w 1. minucie.

Były to jednak miłe złego początku. W kolejnych minutach mediolańczycy spisywali się coraz gorzej, a przyjezdni urządzili sobie prawdziwą kanonadę. Mecz zakończył się zwycięstwem Schalke aż 5:2.

2. Genoa CFC - Inter Mediolan, mecz Serie A, 18.10.2009


Nie ma podobno gorszej rzeczy, jak dostać bramkę do szatni. Trzymając się tej maksymy, gracze Genoi musieli czuć się bardzo podle po tym, co zafundował im pewnego wieczora serbski pomocnik. Inter zwyciężył w tym spotkaniu 5:0.

piątek, 3 stycznia 2014

Bezcenny hattrick uwieńczony przewrotką po katalońsku

Pod adresem niektórych zawodników FC Barcelony, np. Sergio Busquetsa, często pojawiają się zarzuty o teatralne padanie na murawę, zwane inaczej symulowanie. Przewrotka, o której teraz piszę nie ma jednak nic wspólnego ze sztucznym przewracaniem się, lecz jest dowodem geniuszu pewnego Brazylijczyka.

Bohater dzisiejszego odcinka nazywa się Rivaldo. Najlepszy okres w karierze tego napastnika przypadł właśnie na czas jego pobytu w stolicy Katalonii. Barwy Blaugrany reprezentował on przez pięć lat (1997-2002), przez cztery z nich tworząc zabójczy duet z Patrickiem Kluivertem. Rozegrał dla Barcy 235 spotkań i zdobył w nich 130 bramek.

Mnie w pamięci najmocniej zapadło jego trafienie w ligowym starciu z Valencią CF na Camp Nou (2000/2001). Owo spotkanie bezpośrednio decydowało o tym, która z drużyn zajmie na koniec sezonu 4. miejsce, dające prawo gry w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Barcelona do osiągnięcia tego celu potrzebowała zwycięstwa, natomiast Valencii wystarczał remis.

Jest 89. minuta, a na tablicy świetlnej widnieje rezultat 2:2 ...


Ten fenomenalny i arcyważny gol Rivaldo było jego trzecim w tym spotkaniu. Wcześniej dwa razy pokonał Santiago Canizaresa efektownymi uderzeniami z dystansu. Oto one (i genialna przewrotka raz jeszcze):


Jak można się domyślić, starcie zakończyło się wynikiem 3:2 dla Dumy Katalonii.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Do wygrania meczu w pojedynkę potrzebował 35 sekund

Wsiadamy do samolotu, przemierzamy Ocean Atlantycki i lądujemy dopiero w Houston (Teksas). Jest 9 grudnia 2004 roku. Miejscowi Rockets podejmują San Antonio Spurs i na 39 sekund przed końcem przegrywają 68:76. Wydaje się, że taka różnica jest niemożliwa do odrobienia. Jest jednak jeden człowiek, który nie przyjmuje takiego obrotu sprawy do wiadomości. Nazywa się Tracy McGrady.

Ten rzucający obrońca przez większość swojej kariery występował w dwóch klubach. W latach 2000-2004 reprezentował barwy Orlando Magic, a przez kolejne sześć sezonów grał w Houston Rockets. Przygodę z NBA rozpoczynał jednak w Toronto Raptors. Później zaliczył również krótkie epizody w New York Knicks, Detroit Pistons, Atlancie Hawks, San Antonio Spurs oraz chińskim Qingdao Eagles. W sierpniu 2013 roku, w wieku 34 lat, ogłosił zakończenie kariery sportowej.

Oto "one man show" w wykonaniu T-Maca:



środa, 25 grudnia 2013

Przyrządził nietypowego croissanta na francuskiej ziemi

Dawno nic się tutaj nie pojawiło. Można rzec, że nastała wręcz grobowa cisza. Ale to już koniec. Święta są czasem refleksji i nowych postanowień, a jednym z moich założeń na kolejne miesiące jest regularne prowadzenie tego bloga. Tak więc, otwieramy nowy rozdział i lecimy!

Tym razem cofamy się w czasie jeszcze dalej niż przy okazji ostatniego wpisu związanego z akcją Vladimira Grbica. Mianowicie, jest czerwiec 1997 roku i znajdujemy się we Francji na towarzyskim turnieju piłkarskim Tournoi de France z udziałem gospodarzy, Brazylii,  Anglii oraz Włoch. Nas interesuje mecz otwarcia (3 czerwca), w którym Francuzi podejmowali Canarinhos.

Jest 21. minuta. Brazylijczycy mają rzut wolny z dala od bramki strzeżonej przez Fabiena Bartheza. W szeregach Kanarkowych jest jednak również prawdziwy specjalista od wykonywania tego typu stałych fragmentów gry. Nazywa się on Roberto Carlos i potrafi dokonywać rzeczy niemożliwych ...


Ten jeden z najwspanialszych goli w historii futbolu wyprowadził Brazylię na prowadzenie 1:0, lecz Francuzi zdołali wyrównać i mecz zakończył się wynikiem 1:1.

czwartek, 28 listopada 2013

Lot nad bandą i wielki powrót

Naszym kolejnym celem jest Sydney. Cofamy się w czasie aż o 13 lat, a dokładnie przenosimy się na siatkarski finał Igrzysk Olimpijskich 2000 pomiędzy Rosją a ówczesną Jugosławią. W momencie wykonania poniższej akcji na parkiecie dominowali "Plavich", którzy prowadzili 2:0 w setach i posiadali również inicjatywę w trzecim. W roli głównej przyjmujący Vladimir Grbić.

Wyczyn ten pozytywnie nakręcił pozostałych jego kolegów. Jugosławianie już po kilku minutach cieszyli się bowiem ze złotego krążka, wygrywając ostatecznie całe spotkanie 3:0 (25:22, 25:22, 25:20).

środa, 20 listopada 2013

Niebo od piekła dzielą 23 sekundy

Po ostatnich, raczej niezdrowych emocjach związanych z grą reprezentacji Polski, cofamy się do maja 2013 roku. Tym razem wyruszamy w podróż do Watfordu, by zobaczyć ostatnie minuty starcia pomiędzy gospodarzami a Leicester City.

Obie drużyny ukończyły poprzedni sezon w NPower Championship na miejscach 3-6 (Watford 3., Leicester 6.). W związku z takim obrotem sprawy, zmierzyły się ze sobą w półfinałowym dwumeczu barażowym o awans do Premier League.

Pierwszy pojedynek został rozegrany w Leicester i zakończył się wygraną miejscowych 1:0.


Wszystko, co najciekawsze, rozegrało się jednak w rewanżu na Vicarage Road. Gospodarze wygrywali 2:1 i nieuchronnie zanosiło się na dogrywkę (nie obowiązuje zasada bramek na wyjeździe). Jednakże w 96. minucie sfaulowany w polu karnym rywala został pomocnik gości Anthony Knockaert i sędzia wskazał na "11" metr. Do piłki podszedł sam poszkodowany.

Trafiając do siatki, zapewniłby swojej drużynie wyjazd na Wembley w celu rozegrania bezpośredniego starcia o awans do angielskiej elity. Chcieć nie zawsze znaczy jednak móc. Sami zobaczcie, co się wydarzyło dalej.


Gol Troya Deeney'ego sprawił, że w "świątyni futbolu" ostatecznie zagrał Watford. W najważniejszym starciu sezonu, "Szerszenie" po dogrywce przegrały jednak 0:1 z Crystal Palace Londyn i na powrót do Premiership przyjdzie im poczekać przynajmniej do maja 2014 roku.